
z tych typów okazały się błędne. Niestety zanosi się, że to nie będzie również Abby - za bardzo by już musieli się tu nakombinować. Ale idąc tym tropem, każdy siedział w domku gdy Maggie była wieszana, więc zostaje nam Jimmy (yes! yes!), Wakefield (oh no oh no), bądź kolaboracja obydwu (nie taki zły pomysł... chociaż pomyślcie - rehabilitacja Wakefielda, poświęcającego się za Abby - czy to nie byłoby uber-cool?
). Mam szczere nadzieje, że to celowy wybieg twórców serialu, i że w finale zostaniemy jakoś zaskoczeni i to będzie ktoś z początkowej 25tki.
niee. Nie wierzę że to Wakefield.

Choć zakładam, podobnie jak Shedao, że coś jeszcze wydarzyć się może, bo taka dość prosta odpowiedź jak na to, co twórcy próbowali zmontować, nie jest zbytnio satysfakcjonująca (się człowiek naoglądał, to już poczciwe wskazanie mordercy, cholera, nie wystarcza
). [/spoiler]



Generalnie nie podoba mi się to, w którą stronę serial zmierza. Świetna atmosfera z poprzednich odcinków gdzieś uleciała. Ale też mam nadzieję, że jednak twórcy czymś jeszcze zaskoczą, wszak to nie ostatni odcinek
[/spoiler]Bostonq napisał(a):[spoiler] Tak jak przypuszczałem już po poprzednim odcinku, napięcie wraz z ujawnieniem jednostki wrażej w formie osobowej spadło i to dość boleśnie odczuwalnie. No bo co teraz zostało? [/spoiler]
nastąpiło kompletne przekalibrowanie sedna serialu, wcześniej było to odkrywanie kto jest mordercą (niby jest jeszcze ten potencjalny drugi, ale to już nie to samo, wraz z chwilą kiedy na ekranie zobaczyliśmy jak Wakefield zabija Nikki - bo z Szeryfem nie było to jeszcze pokazane wprost - pękła pewna bańka, uleciała ta magia). Jednak to nie znaczy, że nie dostajemy nic w zamian - genialny Callum Keith Rennie sprawia, że cały 11 odcinek to nic innego jak budowanie KULTU Johna Wakefielda, za każdym razem jak się pojawia noty odcinka idą do góry, jak już mówiłem, scena śmierci Shane'a (i potem pokazanie widzowi, co się stało z jego ciałem) to mistrzostwo, tak samo C/C - duże zaskoczenie, a jednocześnie kapitalne zakończenie ich wątków; troje lubianych przeze mnie bohaterów spotkał tak dobry koniec jak tylko mógł, bo jednak nie czarujmy się, randomowy harpun spoza kadru to nie to samo co otwarta walka 1vs1. Doszliśmy w Harpersie do tego momentu, gdzie nie można już dalej budować napięcia, było ono nam stopniowane przez prawie 10 godzin - teraz czas na dziki rampage po wyspie, otwartą konfrontację z mordercą.

[/spoiler]
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 2 gości