przez Bostonq » sobota, 19 paź 2013, 22:07
Seriale można oceniać porównując je w obrębie danej kategorii – komedie, horrory, kryminały, itp. Można też próbować je odnosić do wszystkich produkcji, co jest zadaniem dość karkołomnym, bo często może prowadzić na manowce intelektualne – oczywistym jest, że np. rewelacyjne „2 Broke Girls” nijak nie ma się do wartości np. „Raya Donovana”, ale też nie da się w ten sposób wyprowadzić wniosku, że ten komediowy jest gorszy od tego dramatycznego, gdyż takie ocenianie nie wynika z logicznych przesłanek, a tylko z pewnego założenia, że błahe jest gorsze od poważnego.
Czemu o tym piszę? Bo w przypadku „Sleepy Hollow” pokusy komparatystyki są dość duże. W obrębie swojego rodzaju, można go zestawić z „Supernatural” i „Grimmem”. Pierwszego w sumie nie znam, więc nie będę tu za dużo mówił, ale tamten serial jest jednym z tych dawnych, trochę już prawie mitycznych, z tej wielkiej fali seriali znakomitych. Trudno dyskutować z jego popularnością. Widziałem pierwszy sezon w całości, więc nie wiem, co dzieje się dalej, możliwe, że „Sleepy..” podrabia wątki, kopiuje rozwiązania, ale sama istota serialu wydaje mi się inna. To kwestia do dyskusji, której w sumie nie mogę toczyć w pełni kompetentnie.
Jeśli chodzi o „Grimm”, to już mogę, serial oglądałem na bieżąco. Gdyby oceniać pierwsze odcinki, to „Sleepy…” wygrywa w cuglach. „Grimm” zastartował bardzo późno, sam też wciągnąłem się dopiero gdzieś w połowie sezonu. Ale też i inna jest dominanta strukturalna tych seriali. W „Grimm” istotny jest żart, zabawa z konwencją potworności, te całe bestiarium w nim obecne jest fascynującą intertekstualną podróżą po różnych wizjach monstrualności. „Sleepy…” od początku buduje dość konsekwentną mitologię (tę „Grimm” zaczął kreować ciut później) apokaliptyczną, w którą wpisuje różne wątki, choćby jak ten ostatni, czyli Roanoke, bardzo dobrze zresztą wprowadzony. I to trzyma przy ekranie. Stałe uzupełnianie tego, co zapowiedziano, budzi szacunek a przy tym jest atrakcyjne ekranowo.
No i jeszcze jedna bardzo ważna rzecz. Główny duet, para serialu. Bardzo dobrze dobrana, bardzo dobrze zagrana. Jest między nimi ta nieuchwytna chemia, którą tak trudno uzyskać, mimo wielu starań.
Ostatni odcinek prorokuje zresztą pewne zmiany w tym, co mi bardzo przeszkadzało. Crane może w końcu się przebierze… (a nawet jeśli nie, to teraz już widać, że twórcy są świadomi tej specyficznej sytuacji, bawią się nią, co napawa nadzieją, że takich „żartów” będzie więcej).
Reasumując, to świetny serial, zarówno w swojej niszy, jak i w ogóle, z tym, że nie ma żadnego sensu porównywać go do np. "Rectify", bo nic z tego i tak nie wyjdzie, jeden z tych, które po prostu można polubić, nawet jeśli gdzieś z tyłu głowy odzywa się ten denerwujący głos, który szepcze, że to przecież jest głupie, niepoważne, w ciągu tych 45 minut można odkurzyć, zrobić obiad, przeczytać kilkadziesiąt stron książki, opłacić rachunki…